Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/178

Ta strona została przepisana.

dowodem tej uczynności, którą pan pojmuje tak szeroko i pięknie...
— Dla własnej przyjemności, odparł żywo hrabia. Płacę wrażenie, tak jakbym zapłacił jutro górą złota najdziecinniejsze ze złudzeń, któreby mi poruszyło serce. Wspomagam bliźnich dla siebie, tak samo jak gram w karty; to też nie liczę na niczyją wdzięczność. Pana nawet... mógłbym patrzeć bez zmrużenia na pańską śmierć, i proszę, abyś miał te same uczucia dla mnie. Och, młodzieńcze, życie przeszło po mojem sercu jak lawa Wezuwjusza po Herkulanum: miasto istnieje ale umarłe.
— Ci, którzy doprowadzili do tego stopnia martwoty duszę tak gorącą i żywą jak pańska, są bardzo występni.
— Ani słowa już, rzekł hrabia, wzdrygając się.
— Trawi pana choroba, którą powinien mi pan pozwolić uleczyć, rzekł Bianchon z głębokiem wzruszeniem.
— Czyż pan zna lekarstwo na śmierć? wykrzyknął hrabia zniecierpliwiony.
— Otóż, panie hrabio, założę się, że potrafię rozgrzać to serce, które wedle pana jest tak zimne.
— Ma pan talent Taimy? spytał ironicznie dygnitarz.
— Nie, panie hrabio. Ale natura jest o tyle wyższa od Taimy, o ile Talma mógł być wyższy odemnie. Niech pan posłucha. Na tem poddaszu, które pana tak interesuje, mieszka kobieta mniej więcej trzydziestoletnia, u której miłość dochodzi do fanatyzmu.