Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/180

Ta strona została przepisana.

— Och, biedna istota, wykrzyknął lekarz, któżby jej nie wspomógł? Chciałbym być bogatszy, mam bowiem nadzieję wyleczyć ją z jej miłości.
— Ależ, odrzekł hrabia, wyjmując z kieszeni rękę, tak iż lekarz nie spostrzegł, iż przez chwilę pełna była banknotów, jak pan chcesz, abym się rozczulał nad nieszczęściem, którego rozkosze opłaciłbym chętnie całym moim mąjatkiem? Ta kobieta żyje, czuje! Czyż Ludwik XV nie byłby oddał całego swego królestwa za to, aby móc powstać ze swej trumny i mieć trzy dni młodości i życia? Czyż to nie jest historja miljarda umarłych, miljarda chorych, miljarda starców?
— Biedna Karolina! wykrzyknął lekarz.
Słysząc to imię, hrabia de Granville zadrżał. Pochwycił ramię lekarza, który miał uczucie, że go ściskają żelazne kleszcze.
— Zowie się Karolina Crochard? wycharczał prezydent zmienionym głosem.
— Zna ją pan tedy? spytał zdziwiony lekarz.
— A ów nędznik zowie się Solvet... Ha! dotrzymałeś słowa, wykrzyknął prezydent, wstrząsnąłeś moje serce najsilniejszem wrażeniem, jakiego zazna aż do chwili, w której obróci się w proch. To wzruszenie, to jeszcze dar piekła, i wiem, jak mu się wypłacić!
W tej chwili hrabia i lekarz przybyli na róg ulicy Chaussée d’Antin, Jeden z owych nocnych łazików, którzy wędrują z plecionym koszem na grzbiecie i z haczykiem w ręku i których w czasie Rewolucji nazwano żartobliwie: Członkami komitetu poszukiwań,