Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/181

Ta strona została przepisana.

stał tuż obok kamiennego słupa, przy którym zatrzymał się prezydent. Twarz starego szmaciarza godna była tych, które Charlet unieśmiertelnił w swoich karykaturach.
— Czy często zdarza ci się znaleźć banknot tysiącfrankowy? spytał hrabia.
— Czasami, dobry panie.
— I oddajesz go?
— Zależy od przyrzeczonej nagrody...
— To człowiek, jakiego mi trzeba, wykrzyknął hrabia, podając szmaciarzowi bilet tysiącfrankowy. Weź to, rzekł, ale pamiętaj, że daję ci go pod warunkiem, abyś go strwonił w szynku, abyś się upił, pobił się, pobił żonę, powybijał oczy przyjaciołom. Puść w ruch policję, chirurgów, aptekarzy, może i żandarmów, prokuratorów, sędziów i dozorców więzienia. Nie zmieniaj nic w tym programie, albo też djabeł wcześniej lub później zemści się na tobie.
Trzebaby, aby jeden człowiek posiadał równocześnie ołówek Charleta i Callota, pędzel Teniersa i Rembrandta, aby dać istotne pojęcie o tej nocnej scenie.
— Oto spłaciłem dług piekłu, i miałem przyjemność za swoje pieniądze, rzekł hrabia głębokim głosem, wskazując zdumionemu lekarzowi fizjognomję uszczęśliwionego szmaciarza. Co się tyczy Karoliny Crochard, dodał, może umierać w męczarniach głodu i pragnienia, słysząc rozdzierające krzyki konających dzieci, rozumiejąc nikczemność tego, którego kocha. Nie dałbym ani szeląga, aby ulżyć jej cierpieniom, i nie chcę