Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/182

Ta strona została przepisana.

patrzeć na pana, dla tego samego, że jej przyszedłeś z pomocą...
Hrabia zostawił Bianchona nieruchomego jak posąg i znikł, podążając z młodzieńczą chyżością w stronę ulicy Saint-Lazare. Wszedł do małego pałacyku, w którym mieszkał, ujrzawszy nie bez zdumienia stojący przed bramą powóz.
— Pan prokurator, rzekł lokaj do swego pana, przybył przed godziną, aby widzieć się z panem hrabią, czeka w sypialni.
Granville dał znak służącemu, aby się oddalił.
— Jaki ważny powód każe ci łamać rozkaz, jaki dałem moim dzieciom, aby nie przychodziły do mnie nie wezwane? rzekł wchodząc do syna.
— Ojcze, odparł młody człowiek drżącym głosem i z wyrazem szacunku, mam nadzieję, że mi przebaczysz, skoro mnie wysłuchasz.
— Rozsądna odpowiedź, rzekł hrabia. Siadaj. Wskazał synowi krzesło. Ale, dodał, czy będę siedział, czy będę chodził, nie troszcz się o mnie.
— Ojcze, odparł baron, dziś popołudniu o czwartej bardzo młody człowiek, aresztowany u jednego z moich przyjaciół, na którego szkodę dopuścił się dość znacznej kradzieży, powołał się na ciebie, utrzymując, że jest twoim synem.
— Nazywa się...? spytał hrabia drżąc.
— Karol Crochard.
— Dosyć, rzekł ojciec z rozkazującym gestem.
Granville przechadzał się po pokoju w głębokiem milczeniu, którego syn nie ważył się przerwać.