Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/31

Ta strona została przepisana.

rano? rzekł lokaj, ale odszedł bez odpowiedzi.
— Czy to Polak? — spytała Klementyna męża, który skinął twierdząco głową.
Klementyna Łagińska zamilkła, przyglądając się mężowi. Z nóżkami prawie wyciągniętemi na poduszce, z główką nastawioną niby u ptaka który nasłuchuje z gniazdka najlżejszego szmeru, mogła oczarować najbardziej przeżytego człowieka. Szczupła blondynka, z włosami po angielsku, przypominała w tej chwili owe wpół bajeczne postacie z keepsaków, zwłaszcza spowita w swój jedwabny perski peniuar, którego obszerne fałdy nie osłaniały tak dobrze skarbów jej ciała i smukłej kibici, aby nie można było ich podziwiać przez gęste zasłony z haftowanych kwiatów. Jaskrawa materja, schodząc się na piersiach, pozwalała oglądać nieco gorsu, którego biel odcinała się od bieli bogatej gipiury otulającej ramiona. Okolone czarnemi rzęsami oczy podkreślały wyraz ciekawości rysujący się na ładnych ustach. Na kształtnem czole znaczyły się charakterystyczne wypukłości Paryżanki samowolnej, śmieszki, świadomej, ale niedostępnej pospolitym pokusom. Ręce jej, prawie przeźroczyste, zwisały z fotela. Smukłe paluszki lśniły w świetle paznokietkami podobnemi do różowych migdałów. Adam uśmiechał się z niecierpliwości żony, patrzał na nią wzrokiem, którego nie ostudziło jeszcze małżeństwo. Już ta drobna, wątła kobietka umiała zagarnąć władzę w domu, ledwie bowiem zwracała uwagę na zachwyt Adama. W spojrzeniach, jakie ta Paryżanka rzucała nań ukradkiem,