Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/43

Ta strona została przepisana.

— Francuz byłby zapomniał o tem, rzekła Klementyna z uśmiechem.
— Ale my jesteśmy Florentyńczycy przeszczepieni na Północ, odparł Tadeusz z finezją i ze spojrzeniem, które zdradziły, że jego zachowanie przy stole było rozmyślną grą. Klementyna zmierzyła kapitana owem szybkiem spojrzeniem, które wyraża u kobiet zarazem zdziwienie i uwagę. To też, przez cały czas gdy pili kawę w salonie, panowało milczenie, dość kłopotliwe dla Adama, który nie rozumiał jego przyczyny. Klementyna nie droczyła się już z Tadeuszem. Kapitan znowuż odzyskał swoją żołnierską sztywność i już jej nie porzucił ani w drodze, ani w loży, gdzie udawał, że śpi.
— Widzi pani, że bardzo nudna ze mnie figura, rzekł podczas ostatniego aktu Wilhelma Tella, w chwili baletu. Czyż nie miałem racji trzymać się, jak to mówią, mojej specjalności?
— Widzę, drogi kapitanie, że nie jesteś ani blagier, ani gaduła: bardzo mało masz z Polaka.
— Pozwólcie mi tedy czuwać nad waszemi przyjemnościami, nad waszem mieniem i nad waszym domem, mogę zdać się tylko na to.
— Hipokryta! rzekł z uśmiechem hrabia Adam. Moja droga, to jest człowiek z sercem i z rozumem; gdyby chciał, mógłby błyszczeć w każdym salonie. Nie bierz, Klementyno, tej skromności za dobrą monetę.
— Mam zaszczyt pożegnać panią, dałem dowód dobrej woli, teraz wezmę powóz, aby wcześniej znaleźć się w łóżku i odeślę go państwu.