Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/44

Ta strona została przepisana.

Klementyna skinęła głową i nie odpowiedziała nic.
— Cóż za niedźwiedź, rzekła do hrabiego. Ty jesteś o wiele milszy!
Adam uścisnął niepostrzeżenie rękę żony.
— Poczciwy Tadeusz sili się zostać na drugim planie, gdy wielu mężczyzn starałoby się mnie zaćmić.
— Och! rzekła, nie wiem, czy niema rachuby w tem jego postępowaniu: zwykłą kobietę łatwoby tem zaintrygował.
W pół godziny później, gdy strzelec Bolesław krzyczał: „Otwieraj!“ gdy woźnica gotów wjechać w bramę czekał, aż otworzą obie jej połacie, Klementyna rzekła do hrabiego:
— Gdzie się gnieździ kapitan?
— O tam, odparł Adam, pokazując małe pięterko, zgrabnie wznoszące się po obu stronach bramy, z jednem oknem na ulicę. Jego mieszkanie leży nad wozownią.
— A kto zajmuje drugą stronę?
— Jeszcze nikt, odparł Adam. Drugie mieszkanko, nad stajnią, będzie dla naszych dzieci i dla nauczyciela.
— Nie śpi jeszcze, rzekła hrabina, widząc światło u Tadeusza, kiedy powóz znalazł się pod gankiem z kolumnami skopjowanemi z Tuilleryj, zastępującym pospolitą cynkową markizę.
Kapitan, w szlafroku, z fajką w ręku, patrzał na Klementynę wchodzącą do sieni. Dzień był dla niego ciężki. Oto czemu. Kiedy, swojego czasu, Adam za-