Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/50

Ta strona została przepisana.

zdrości naszego szczęścia. Och! ty go zauważyłaś pierwszy raz, ale on tu jest prawie codzień.
— O czem on może myśleć?
— Myśli w tej chwili, że zima kosztowała drogo, i że oszczędzimy coś siedząc u wuja, — odparł Adam.
Hrabina kazała stanąć i zmusiła Paca, aby siadł obok niej w powoziku. Tadeusz zaczerwienił się jak wiśnia.
— Zatruję pani powietrze, paliłem właśnie cygaro, rzekł.
— Czyż Adam nie pali? odparła żywo hrabina.
— Tak, ale to Adam, rzekł kapitan.
— I czemuż Tadeusz nie miałby mieć tych samych przywilejów? rzekła hrabina z uśmiechem.
Ten boski uśmiech pokonał bohaterskie postanowienia Paca: spojrzenie, jakiem objął Klementynę, przelało w oczy cały ogień jego duszy, złagodzony wszakże anielskim wyrazem wdzięczności, wdzięczności mężczyzny, który żył tylko tem uczuciem. Hrabina zawinęła się w szal, oparła się w zadumie o poduszki, mnąc pióra swego najpiękniejszego kapelusza i wodziła oczyma po przechodniach. Ten błysk wielkiej, a dotychczas zrezygnowanej duszy, potrącił struny jej serca. Ostatecznie, jakąż zasługę miał Adam? Czyż to nie jest zupełnie naturalne być odważnym i szlachetnym? Ale kapitan!... Tadeusz — tak się zdawało przynajmniej — był czemś nieskoń-