Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/71

Ta strona została przepisana.

mówi, zrobi pan coś, czego on nie zażąda od pana nigdy, ale czego ja, jego żona, nie waham się żądać...
— Chodzi o Malagę, rzekł Tadeusz z głęboką ironją.
— A więc tak, jeżeli pan chce zostać do końca życia z nami, jeżeli chcesz, abyśmy zostali dobrymi przyjaciółmi, niech ją pan rzuci. W jaki sposób stary żołnierz...
— Mam dopiero trzydzieści pięć lat, i ani jednego siwego włosa!
— Robi pan wrażenie, że je pan ma, a to na jedno wychodzi. W jaki sposób człowiek tak dobrze umiejący liczyć, tak szlachetny...
Najokropniejsze było, iż słowa tego użyła z wyraźną intencją obudzenia w nim szlachectwa duszy, które uważała za wygasłe.
— Tak szlachetny, jak pan, podjęła po niedostrzegalnej pauzie, spowodowanej gestem Paca, daje się tak wodzić za nos, jak dziecko! Pańska przygoda wsławiła Malagę... Wuj mój zainteresował się nią, odwiedzał ją... I nie wuj jeden, Malaga przyjmuje wielu panów... Miałam pana za szlachetnego człowieka... Fe! No, czy to będzie dla pana strata nie do powetowania?
— Pani, gdybym znał poświęcenie, które mi trzeba uczynić, aby odzyskać pani szacunek, natychmiast bym go dokonał: ale rzucić Malagę to nie jest żadna ofiara...
— To samo odpowiedziałabym w pańskiem położeniu, gdybym była mężczyzną, odparła Klementyna.