Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/94

Ta strona została przepisana.

okrągły i płaski tiulowy czepek, niezupełnie pokrywający siwiznę; wielkie szare oczy były równie spokojne jak ulica, a liczne zmarszczki można było porównać ze szczelinami murów.
Czy urodziła się w nędzy, czy osunęła się w nią z minionej świetności, zdawała się oddawna pogodzona ze smutnem swem istnieniem. Od wschodu słońca aż do wieczora, z wyjątkiem chwil gdy gotowała strawę albo obarczona koszykiem wychodziła na zakupy, staruszka siedziała w drugim pokoju przy ostatniem oknie, naprzeciw młodej dziewczyny. O każdej godzinie dnia przechodnie widzieli tę młodą robotnicę, siedzącą na starym czerwonym aksamitnym fotelu, z głową nad krosienkami, pracującą z zapałem Matka miała na kolanach zielony bębenek i robiła tiul, ale palce jej słabo władały klockami, wzrok jej musiał być wątły, gdyż jej sześćdziesięcioletni nos dźwigał staroświeckie okulary. W nocy te dwie pracowite istoty stawiały między sobą lampę, której światło, przechodząc przez dwa szklane słoje napełnione wodą, oświecało ich warsztat silnym blaskiem, pozwalając jednej widzieć najcieńsze nitki na bębenku, a drugiej najdelikatniejsze rysunki wykreślone na materji. Wklęsłość sztab żelaznych pozwoliła młodej dziewczynie postawić na oknie drewnianą skrzynię z ziemią, gdzie rósł pachnący groszek, nasturcje, mizerny powój, którego wątłe łodygi pięły się po kratach. Suchotnicze te rośliny rodziły blade kwiaty, smutno i łagodnie harmonizujące z obrazem rysują-