Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/96

Ta strona została przepisana.

z jakim młoda dziewczyna oddawała się pracy, świadomy jej uczciwości, czekał awansu, aby połączyć jedno pokątne życie z drugiem, jedną wytrwałą pracę z drugą, przynosząc bodaj męzkie ramię, aby podeprzeć tę egzystencję oraz spokojną miłość, bezbarwną jak kwiaty w tem okienku. Mgliste nadzieje ożywiały wypełzłe i szare oczy starej matki. Rano po skromniutkiem śniadaniu, wracała do swego bębenka raczej z nałogu niż z musu; kładła bowiem okulary na drewnianym stoliczku, równie starym jak ona, i od ósmej do wpół do jedenastej robiła przegląd osób zwyczajnie przechodzących tą ulicą: śledziła ich spojrzenia, robiła uwagi nad ich chodem, strojem, fizjognomją. Rzekłbyś, że im stręczy swoją córkę, tak bardzo gadatliwe jej oczy manewrami godnemi kulis siliły się nawiązać sympatyczne porozumienie. Łatwo się było domyślić, że ten przegląd, to było dla niej niby przedstawienie, może jedyna przyjemność.
Córka rzadko podnosiła głowę; wstyd, a może przykre poczucie własnej nędzy, ściągały jej oczy na robótkę; toteż, aby ukazała przechodniom swoją zmęczoną twarz, musiała matka wydać jakiś okrzyk zdumienia. Urzędnik w nowym surducie, albo stary przechodzień zjawiający się z kobietą pod rękę, mogli wówczas ujrzeć lekko zadarty nosek robotnicy, jej drobną różową twarzyczkę, oraz szare oczy, zawsze, mimo wyczerpującej pracy, iskrzące się życiem: bezsenne noce znaczyły się jedynie w sinej obwódce pod oczyma na świeżych policzkach. Biedne dziecko zdawało się zrodzone do miłości i wesołości; do miłości, któ-