ra nakreśliła nad jej zmęczonemi powiekami dwa kształtne łuki, i dała jej tak gęsty las kasztanowatych włosów, że mogłaby się niby w altanie skryć pod niemi oczom kochanka; do wesołości, która tworzyła dwa dołeczki w świeżych policzkach i pozwalała jej tak łatwo zapominać zgryzot; do wesołości, tego kwiatu nadziei, która użyczała jej sił, aby bez drżenia spoglądać na ciernistą drogę życia.
Główka młodej dziewczyny była zawsze starannie uczesana. Obyczajem paryskich robotniczek uważała tualetę za skończoną, kiedy wygładziła włosy odwinąwszy pukle igrające na skroniach i odcinające się od białej skóry. Pukle te miały tyle powabu, ciemna lin ja rysująca się na karku tak cudownie mówiła o jej młodości i wdziękach, że, widząc ją pochyloną nad robótką, tak iż żaden hałas nie był zdolny podnieść jej główki, można ją było pomówić o zalotność.
Tyle pokus budziło ciekawość niejednego młodego człowieka, który wracał napróżno w nadziei ujrzenia tej skromnej twarzyczki.
— Karolino, znów mamy nowego przechodnia, i żaden z dawnych ani się umył do niego.
Słowa te, wymówione z cicha przez matkę, pewnego sierpniowego ranka roku 1815, zwyciężyły obojętność młodej, która daremnie spojrzała w ulicę: nieznajomy był już daleko.
— Którędyż on odfrunął? spytała.
— Wróci z pewnością koło czwartej, ujrzę zdaleka jak nadchodzi i trącę cię nogą. Jestem pewna, że wróci, już trzy dni przechodzi naszą ulicą, ale o nie-
Strona:PL Balzac - Fałszywa kochanka; Podwójna rodzina.djvu/97
Ta strona została przepisana.