Julian nalegał, podał swoje nazwisko; w braku pana de Maulincour, chciał widzieć się z widamem albo z baronową. Czekał jakiś czas w salonie starej baronowej, która wyszła wreszcie i oznajmiła że wnuk jej jest zbyt cierpiący aby go mógł przyjąć.
— Łaskawa pani, znam naturę jego choroby z listu który pani raczyła do mnie pisać; proszę mi wierzyć...
— List do pana! odemnie! wykrzyknęła baronowa; ależ ja nie pisałam żadnego listu. I cóż ja niby pisałam do pana?
— Pani, rzekł Julian, mając zamiar odwiedzić dziś pana de Maulincour i oddać pani ten list, sądziłem iż mogę go zachować mimo prośby którą zawiera.
Oto list.
Baronowa zadzwoniła aby jej podano podwójne okulary; rzuciwszy okiem na papier, zdumiała się.
— Proszę pana, rzekła, pismo jest tak doskonale podrobione, że gdyby nie chodziło o świeżą sprawę, samabym uwierzyła. Mój wnuk jest chory, to prawda, proszę pana, ale rozum jego nie był nigdy, w najlżejszym stopniu zmącony. Jesteśmy igraszką jakichś złych ludzi; mimo to, nie widzę w jakim celu dopuszczono się tego zuchwalstwa... Zobaczy pan mego wnuka i przekona się pan, że jest najzupełniej zdrów na umyśle.
Zadzwoniła na nowo, aby spytać barona, czy może przyjąć pana Desmarets. Służący wrócił z potakującą odpowiedzią. Julian udał się do Augusta, którego zastał w fotelu, przy kominku. Zbyt osłabiony aby wstać, August pozdrowił go melancholijnym gestem; widam de Pamiers dotrzymywał mu towarzystwa.
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/119
Ta strona została przepisana.