w pełnym ogniu podaży, popytu i obrotów, wszedł do gabinetu rozpromieniony odźwierny.
— Proszę pana, dopiero co była jakaś starsza kobieta: i to jaka! szelma kuta na cztery nogi. Pytała o pana, wydała się strapiona że pana nie zastała i oddała mi do pani ten list.
Pod wpływem gorączkowego lęku, Julian otworzył list; ale niebawem padł wyczerpany na fotel. List był jednym nonsensem, trzeba było klucza aby go odczytać. Pisany był cyframi.
— Możesz odejść, Fouquereau.
Odźwierny wyszedł.
— To tajemnica głębsza niż morze w miejscu gdzie sonda gubi się bez dna. Och, to miłość! jedna miłość jest taka chytra, tak przemyślna jak ten korespondent. Boże! Boże! Zabiję Klemencję.
W tej chwili szczęśliwa myśl trysnęła w jego mózgu z taką siłą, iż olśniła go niemal fizycznie. W dniach swojej pracowitej nędzy, Julian znalazł prawdziwego przyjaciela. Nadzwyczajna delikatność z jaką oszczędzał skrupuły swego druha, człowieka ubogiego a skromnego, względy jakiemi go otoczył, subtelność z jaką umiał podzielić się z nim swoim dostatkiem nie każąc mu się rumienić, wszystko to wzmogło ich przyjaźń. Jacquet został wierny Julianowi mimo jego majątku.
Jacquet, człowiek nieskazitelnej prawości, surowy pracownik, powoli wybijał się w ministerjum, które konsumuje wraz najwięcej łajdactwa i najwięcej uczciwości. Pracując w ministerjum spraw zagranicznych, miał pod sobą najdrażliwszą część archiwum. Jacquet
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/125
Ta strona została przepisana.