Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/128

Ta strona została przepisana.

miesz mnie? Ale myślałem o tobie, nie cierpiałem zbytnio. Aby zmylić wszystkie poszukiwania barona, który nie będzie nas już prześladował długo, rzuciłem opiekuńczy dach ambasady: jestem bezpieczny od wszelkiego śledztwa, przy ulicy des Enfants-Rouges, numer 11, u pewnej starej kobiety, Stefanowej Gruget, matki owej Idy, która drogo zapłaci swój głupi koncept. Przyjdź jutro, o dziesiątej rano. Mieszkam w pokoju do którego można się dostać tylko wewnętrznemi schodami. Pytaj o pana Camuset. Do jutra. Całuję twoje czółko, kochanie moje“.
Jacquet spojrzał na Juliana z odcieniem uczciwej zgrozy, pod którą taiło się szczere współczucie, i rzekł, na dwa rozmaite tony, swoje ulubione:
— Oj, do licha! oj do licha!
— To ci się wydaje jasne, nieprawdaż? rzekł Julian. Otóż istnieje w głębi mego serca głos, który broni mojej żony i który rozlega się głośniej niż wszystkie cierpienia zazdrości. Zniosę do jutra najokropniejsze męki; ale wreszcie jutro, między dziewiątą a dziesiątą, dowiem się wszystkiego, i będę nieszczęśliwy albo szczęśliwy na całe życie. Pomyśl o mnie, Jacquet.
— Będę u ciebie jutro o ósmej. Pójdziemy tam razem; jeżeli zechcesz, będę czekał na ciebie na ulicy. Można się znaleźć w niebezpieczeństwie, trzeba ci mieć blisko kogoś oddanego, ktoby cię zrozumiał w pół słowa i na kim mógłbyś polegać. Licz na mnie.
— Nawet gdyby trzeba mi było pomóc w zabójstwie?