w sobie. Różnice, jakie uderzają nas w Balzaku, są daleko głębsze, daleko istotniejsze. I nie mogło być inaczej: człowiek, który swoją indywidualnością obdzielił i Ludwika Lambert i Gaudissarta, i Dawida Séchard i Vautrina, musiał być istną otchłanią sprzecznych fal i wirów. Bo zważmy, iż Balzak, mimo iż nakreślił tak olbrzymią ilość żywych postaci, rzadko zostaje nazewnątrz nich. Wiele jego typów ma coś z jego autobiografji duchowej. Wprost ożywia je swojemi uczuciami. Ta epopeja jakże jest daleką od epickiej beznamiętności! Ta epopeja jest zarazem spowiedzią, jedyną może obok Wyznań Russa równie szczerą i brutalną. To połączenie objektywizmu i subiektywizmu nadaje Komedji Ludzkiej odrębne piętno i kryje może tajemnicę jej genjalności, jej jedyności.
Rzecz prosta, że nie trzeba tego brać zbyt ciasno. Słusznie zastrzega się Balzac przeciw utożsamianiu jego samego z jego osobistościami. Ma oczywistą słuszność, gdy pisze, że kto maluje zbrodniarza, nie staje się moralnie odpowiedzialnym za jego postępki. Mimo to, istnieją pewne odcienie w stosunku pisarza do swoich figur. Kiedy np. Balzac maluje szlachetnego generała de Montriveau[1], z którym najwyraźniej sympatyzuje, któremu daje własne rysy i którego robi bohaterem przejrzyście odmalowanej własnej przygody miłosnej, kiedy tego generała czyni — jako członka szajki „Trzynastu“ — wspólnikiem zbrodni Ferragusa i bezliku innych zbrodni, indywidualistą gotowym świat spalić dla własnego szczęścia lub
- ↑ Księżna de Langeais („Historja Trzynastu“, część druga).