Znam się dobrze z jednym ślusarzem, bardzo godnym człowiekiem, który opowiada jak anioł. Zrobi to dla mnie, ani widu ani słychu.
— Ma pani dla niego sto franków; bądź pani dziś wieczór u pana Desmarets, rejenta, oto jego adres. O dziewiątej, akt będzie gotów, ale... sza!
— Wystarczy; jak pan mówi, sza! Szaconek panu.
Julian wrócił do siebie, niemal uspokojony pewnością, że się dowie wszystkiego nazajutrz. Za powrotem, zastał u odźwiernego list szczelnie zapieczętowany.
— Jak się miewasz? spytał żony, mimo pewnego chłodu jaki ich dzielił.
Tak trudno jest wyzbyć się przyzwyczajeń serca!
— Dosyć dobrze, Julu, odparła zalotnym głosem; czy chcesz zjeść obiad ze mną?
— Owszem, odparł podając list; masz, Fouquereau oddał mi to dla ciebie.
Klemencja, wprzód blada, zarumieniła się silnie widząc list, a ten nagły rumieniec przeszył bólem serce męża.
— Czy to radość, spytał śmiejąc się, czy skutek oczekiwania?
— Och, jest w tem wiele rzeczy, odparła spoglądając na pieczątkę.
— Zostawiam cię na chwilę.
Udał się do gabinetu, gdzie napisał do brata, powiadamiając go o swoich intencjach w sprawie dożywocia pani Gruget. Kiedy wrócił, zastał obiad na stoliku przy łóżku Klemencji, oraz Józefę czekającą aż będzie mogła podać.
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/138
Ta strona została przepisana.