jaką obity był pokój Ferragusa. Otwór ten znajdował się, w jednym i w drugim pokoju, nad szafą. Lekkie uszkodzenia sprawione przez ślusarza nie zostawiły tedy śladów i bardzo trudno było dojrzeć w cieniu tę strzelnicę. Toteż, aby dobrze widzieć, Julian zmuszony był pozostać tam w położeniu dość nużącem, wspinając się na drabinkę, której pani Gruget nie omieszkała przygotować.
— Jest u niego jakiś pan, rzekła stara odchodząc.
W istocie Julian ujrzał człowieka zajętego opatrywaniem istnego łańcucha ran, spowodowanych licznemi przyżeganiami na barkach Ferragusa, którego Julian poznał z opisu pana de Maulincour.
— Kiedy sądzisz że się wygoję? spytał ów.
— Nie wiem, odparł nieznajomy; ale wedle tego co mówią lekarze, trzeba jeszcze jakich siedmiu, ośmiu opatrunków.
— Zatem, do dziś wieczora, rzekł Ferragus podając rękę człowiekowi, który założył właśnie ostatni bandaż.
— Do dziś wieczora, odparł nieznajomy, ściskając serdecznie jego rękę. Chciałbym cię już widzieć wolnym od cierpień.
— Ba! Papiery pana de Funcal otrzymamy jutro rano, a Henryk Bourignard umrze na dobre, odparł Ferragus. Dwa nieszczęsne listy, które nas kosztowały tak drogo, nie istnieją już. Stanę się tedy znów jakąś cyfrą społeczną, człowiekiem wśród ludzi, a wart jestem chyba owego marynarza, którego zjadły ryby. Bóg widzi, że nie dla siebie mianuję się hrabią!
— Biedny Gracjanie, ty, nasza najtęższa głowa,
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/141
Ta strona została przepisana.