Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/145

Ta strona została przepisana.

u mnie to było bardzo proste. Czegóżbym nie uczynił, aby wynagrodzić twoje poświęcenie przez trzy lata! Przychodzić z takiem oddaniem pocieszać twego starego ojca, narażać swoje szczęście!
— Mój ojcze!
Tu Klemencja ujęła dłonie ojca i ucałowała je.
— No, jeszcze trochę odwagi, moja Klemencjo, zachowajmy nieszczęsną tajemnicę aż do końca. Twój Julian, to nie jest pospolity człowiek; a jednak, alboż my wiemy czy jego wielki charakter i jego bezmierna miłość ustrzegłyby go od cienia wzgardy dla córki człowieka...
— Och! wykrzyknęła Klemencja, wyczytałeś w sercu swego dziecka, to moja jedyna obawa, dodała rozdzierającym tonem. To myśl która mnie mrozi. Ale, ojcze, pomyśl, że ja mu przyrzekłam prawdę za dwie godziny.
— A więc, moja córko, powiedz mu aby się udał do ambasady portugalskiej odwiedzić hrabiego de Funcal, twego ojca; będę tam.
— A p. de Maulincour, który mu mówił o Ferragusie? Mój Boże, ojcze, oszukiwać, kłamać, cóż za męka!
— Komu to mówisz? Ale jeszcze kilka dni, a nie będzie istniał ani jeden człowiek, któryby mnie mógł zdradzić. Zresztą sądzę, że p. de Maulincour nie jest dziś w stanie przypomnieć sobie... No, dziecko ty szalone, otrzej łzy i pomyśl...
W tej chwili, straszliwy krzyk rozległ się w pokoju, gdzie znajdował się Julian Desmarets.
— Moja córka, moja biedna córka!