grozy. Ta przerażająca muzyka głosiła bóle nieznane światu, oraz tajemne sympatje płaczące za zmarłą. Nigdy, w żadnej religji ludzkiej, przestrach duszy, gwałtownie oderwanej od ciała i obłędnie miotanej w obliczu straszliwego majestatu Boga, nie wyraził się z taką mocą. Wobec tego krzyku krzyków winni się ukorzyć artyści oraz ich najbardziej przejmujące utwory. Nie, nic nie może zmierzyć się z tym śpiewem, który streszcza namiętności ludzkie i daje im galwaniczne życie sięgające poza trumnę, sprowadzając je, drżące jeszcze, przed oblicze żywego i mściwego Boga. Te krzyki dziecięce, w połączeniu z dźwięczną powagą głosów, obejmują niejako w tej śmiertelnej pieśni życie ludzkie w całym jego biegu; przypominają cierpienia niemowlęctwa, nabrzmiewają wszystkiemi bólami późniejszych lat w przejmujących męzkich tonach, którym wtóruje mamrotanie starców i księży. Cała ta rozdzierająca harmonja, pełna piorunów i błyskawic, czyliż nie przemawia do najoporniejszej wyobraźni, do najzimniejszych serc, nawet do filozofów! Kiedy się ją słyszy, ma się uczucie że to Bóg grzmi. Sklepienia kościoła nigdy nie są zimne; drżą, mówią, niecą grozę potęgą swoich pogłosów. Zda się wam, że widzicie nieprzeliczonych zmarłych, jak wstają i wyciągają ręce. To już nie ojciec, ani żona, ani dziecko leżą pod czarnem suknem, to ludzkość wstająca z prochu. Niepodobna sądzić katolickiej, apostolskiej i rzymskiej religji, póki się nie doświadczyło tego najgłębszego bólu, opłakując ubóstwianą istotę leżącą pod płytą kamienną; póki się nie zaznało wszystkich wzruszeń, wypełniających
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/163
Ta strona została przepisana.