cina Falleix i wyjechał z Paryża w chwili gdy władze debatowały jeszcze, czy wolno obywatelowi rozrządzać ciałem żony.
Któż nie spotkał na bulwarach, gdzieś na rogu ulicy lub pod arkadami Palais-Royal, słowem w któremkolwiek miejscu gdzie przypadek zechce go sprowadzić, jakiejś istoty, mężczyzny lub kobiety, na których widok tysiąc mętnych myśli rodzi się w duszy? Czujemy przypływ nagłego zainteresowania: bądź rysy twarzy których wyrazistość świadczy o burzach życia; bądź też coś szczególnego w gestach, fizjognomji, chodzie, stroju; bądź wreszcie jakaś głębia w spojrzeniu, lub inne nieuchwytne coś, które chwyta silnie i nagle, bez możności wytłómaczenia sobie przyczyn naszego wzruszenia. Potem nazajutrz inne myśli, inne obrazy paryskiego kalejdoskopu unoszą tę przelotną zadumę. Ale jeżeli znów spotkamy tę samą osobę, bądź przechodzącą o stałej godzinie, niby urzędnik merostwa, który przez osiem godzin funguje przy ślubach, bądź wałęsającą się, jak owi ludzie będący niby ruchomością ulic paryskich i stale spotykani w miejscach publicznych, których są najpiękniejszą ozdobą, wówczas ta osoba odciska się w waszem spojrzeniu i zostaje tam niby pierwszy tom powieści o nieznanem zakończeniu. Mamy pokusę zaczepić tego nieznajomego i spytać:
— Kto pan jesteś? czemu się wałęsasz? Jakiem prawem masz marszczony kołnierz, laskę z kościaną gałką, spłowiałą kamizelkę? Co znaczą te niebieskie okulary o podwójnych szkłach, czemu ten krawat z epoki muskadynów?
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/178
Ta strona została przepisana.