się z rozbójnika spokojnym kolonistą, i używał bez wyrzutów sumienia, przy blasku domowego ogniska, milionów zebranych we krwi i przy łunie pożarów!
Od śmierci Napoleona, przypadek, o którym autor musi jeszcze zamilczeć, rozwiązał węzły tego sekretnego, niezwykłego życia, nie ustępującego najczarniejszym romansom pani Radcliffe. Dopiero niedawno jeden z tych bezimiennych bohaterów, którym podlegało tajemnie całe społeczeństwo, powodowany może mglistem pragnieniem sławy, udzielił autorowi dość osobliwego pozwolenia; pozwolił mu opowiedzieć, z zachowaniem wszakże pewnych pozorów, kilka przygód, które zdarzyły się tym ludziom.
Człowiek ten był to młody jeszcze na oko blondyn z niebieskiemi oczami; jego dźwięczny i melodyjny głos miał w sobie coś kobiecego; był miły w rozmowie, twierdził że ma dopiero czterdzieści lat, i wyglądał na człowieka z najwyższej sfery. Nazwisko które nosił wyglądało na zmyślone; w świecie osoba jego była nieznana. Kim był? niewiadomo.
Być może, iż zwierzając autorowi te niezwykłe rzeczy, nieznajomy pragnął je przekazać publiczności i cieszyć się wzruszeniami jakie zrodzą się w sercach tłumu. Podobnego uczucia doznawał Macpherson kiedy imię Ossjana, jego tworu, zapisywało się we wszystkich językach. I nie da się zaprzeczyć że ten szkocki adwokat poznał jedno z najżywszych, lub bodaj najrzadszych wzruszeń, jakie człowiek może sobie stworzyć. Czyż to nie było incognito geniuszu? Napisać Podróż z Paryża do Jerozolimy[1] znaczy zy-
- ↑ Chateaubriand.