Domyślił się, że list należał do nieznajomego, widząc zdaleka iż wkłada do kieszeni chustkę. Oficer podniósł list aby go oddać właścicielowi, ale przeczytał mimowoli adres:
List nie miał żadnej pieczęci, adres zaś odmienił intencję pana de Maulincour; rzadko bowiem która namiętność nie staje się wkońcu nieuczciwa. Barona tknęło przeczucie, iż ten znaleziony list może mu oddać przysługę; pragnął, przy jego pomocy, zyskać wstęp do tajemniczego domu. Zamierzył oddać osobiście list nieznajomemu, nie wątpiąc że on mieszka w tym podejrzanym domu. Już podejrzenia, mgliste jak pierwsze brzaski dnia, nasunęły mu myśl o stosunkach między tym człowiekiem a panią Julianową.
Zazdrosny kochanek przypuszcza wszystko; i właśnie przypuszczając wszystko, wybierając najbardziej prawdopodobne domysły, sędziowie, szpiegi, kochankowie i myśliciele zgadują prawdę której szukają.
— Czy do niego ten list? Czy od pani Julianowej?
Tysiąc podobnych pytań nasunęła mu rozbujana wyobraźnia; ale przy pierwszych słowach uśmiechnął się. Oto dosłownie, w blasku swego naiwnego stylu, niechlujnej pisowni, ten list, do którego niepodobna nic dodać, z którego nie można było nic ująć (chyba sam list), ale który, przytaczając, trzeba było opa-