Otóż, o kilkanaście kroków od pałacu Maulincour, wznosiło się oparkanienie dokoła domu, który budowano z ciosowego kamienia. Nazajutrz, w chwili gdy baron de Maulincour przejeżdżał kabrjoletem koło tego rusztowania, spiesząc do pani Julianowej, kamień o rozmiarach dwóch kwadratowych stóp, dojechawszy pod sam szczyt, wysunął się z pętli i spadł na kabrjolet miażdżąc lokaja stojącego z tyłu. Rozległ się okrzyk przerażenia; zadrżało rusztowanie i murarze na niem; jeden z murarzy, walcząc z niebezpieczeństwem życia, ledwie się trzymał na długiej tyce; zdawało się że i jego uderzył kamień. Zgromadził się tłum. Wszyscy murarze zeszli, krzycząc i klnąc że kabrjolet pana de Maulincour wstrząsnął ich żórawiem. Dwa cale dalej a kamień zmiażdżyłby głowę oficera. Lokaj nie żył, powozik był strzaskany. Wypadek ten przejął całą dzielnicę, dostał się do dzienników. P. de Maulincour, pewien że o nic nie potrącił, wniósł zażalenie, wdała się w to policja. Po przeprowadzeniu śledztwa, stwierdzono, że mały chłopiec, uzbrojony gontem, pełnił straż i krzyczał na przechodniów aby się oddalili. Na tem utknęła sprawa. P. de Maulincour przypłacił to stratą lokaja, strachem, i przeleżał kilka dni w łóżku, gdyż pudło kabrjoletu, łamiąc się, zadało mu kilka obrażeń; dostał przy tem gorączki z nerwowego wstrząsu. Nie był u pani Julianowej.
W dziesięć dni po wypadku, za pierwszym wyjazdem z domu, udał się do Lasku Bulońskiego w naprawionym kabrjolecie. Kiedy jechał ulicą de Bourgogne, w miejscu gdzie znajduje się ściek, nawprost
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/71
Ta strona została przepisana.