pierwszy w życiu młody baron wpadł w straszny gniew, w ową furję, z której rodzą się najdonioślejsze postępki.
— Skoro to jest pojedynek na śmierć i życie, rzekł w końcu, trzeba mi starać się zabić mego wroga wszelkiemi sposobami jakie mi będą dostępne.
Natychmiast komandor udał się w imieniu pana de Maulincour do naczelnika prywatnej policji w Paryżu. Nie tykając nazwiska ani osoby pani Julianowej (mimo że ona była tajemnym węzłem tej przygody) zwierzył obawy, jakie budzi w rodzinie Maulincour nieznajoma osobistość, na tyle zuchwała, aby, w obliczu praw i policji, zaprzysiądz zgubę oficera gwardji. Urzędnik podniósł ze zdumienia zielone okulary, wytarł kilka razy nos i poczęstował widama tabaką. W poczuciu swojej godności widam wymówił się że nie zażywa, mimo że miał nos zatabaczony. Następnie naczelnik zanotował sobie szczegóły, i przyrzekł, że, przy pomocy Vidocqua i jego wyżłów, uwolni rychło rodzinę Maulincour od tego wroga; niema (powiadał) tajemnic dla paryskiej policji. W kilka dni potem naczelnik odwiedził widama w pałacu Maulincour; młody baron był już zupełnie wyleczony z ostatniej rany. Zaczem urzędnik podziękował w urzędowym stylu za wskazówki jakich mu raczono udzielić i oznajmił, że ów Bourignard jest to osobnik skazany na dwadzieścia lat ciężkich robót, który wszakże umknął szczęśliwie w czasie transportu więźniów z Bicêtre do Toulon. Od trzynastu lat policja daremnie sili się go ująć i wiadomo jej tylko, że zbrodniarz osiadł zuchwale w Paryżu, gdzie zdołał się
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/81
Ta strona została przepisana.