ukryć przed najczynniejszym pościgiem, mimo że stale wmieszany był w rozmaite ciemne intrygi. Krótko mówiąc, człowieka tego, którego życie pełne jest najosobliwszych tajemnic, uda się niewątpliwie pochwycić w jednem z jego wielu mieszkań i oddać w ręce sprawiedliwości. Biurokrata zakończył swój urzędowy raport, oznajmiając panu de Maulincour, że, jeżeli przywiązuje do tej sprawy natyle wagi aby chcieć być świadkiem ujęcia Bouringnarda, niech przyjdzie nazajutrz o ósmej rano na ulicę Sainte-Foi, do domu pod wskazanym numerem. P. de Maulincour wolał nie szukać tej pewności, polegając, z ową ślepą wiarą jakiej zażywa policja w Paryżu, na czujności władz. W trzy dni potem, nie znalazłszy w dziennikach żadnej wzmianki o tem aresztowaniu, które powinnoby dostarczyć treści dla dość zajmującego artykuliku, p. de Maulincour uczuł się niespokojny; ale niepokój ten rozwiał się pod wpływem następującego listu:
„Mam zaszczyt oznajmić, że może pan już być wolny od wszelkich obaw tyczących wiadomej sprawy. Rzeczony Gracjan Bourignard, false Ferragus, zmarł wczoraj w swojem mieszkaniu przy ul. Joquelet nr. 7. Wątpliwość, jaką mogliśmy mieć co do jego tożsamości, znikła najzupełniej w obliczu faktów. Wysłaliśmy lekarza policyjnego, iżby wspólnie z lekarzem miejskim dokonał oględzin; naczelnik zaś policji bezpieczeństwa przeprowadził wszelkie badania dla osiągnięcia zupełnej pewności. Pozatem nieskazitelna opinia świadków, którzy podpisali akt zgonu, oraz świa-