ramionami, aby go wyrwać złym myślom. Kobieta, która kocha, posiada całą inteligencję swojej władzy; a im jest cnotliwsza, tem bardziej działa jej zalotność.
— O tobie, odparł.
— Tylko o mnie?
— Tak!
— Och! bardzo śmiałe to tak.
Położyli się. Usypiając, pani Julianowa myślała.
— Stanowczo, ten Maulincour sprowadzi jakieś nieszczęście. Julian jest zadumany, roztargniony, trawią go jakieś myśli, których mi nie zwierza.
Była blisko trzecia rano, kiedy panią Julianową obudziło przeczucie, które ugodziło ją w serce podczas snu. Fizycznie i moralnie zarazem czuła nieobecność męża. Nie czuła już ramienia które Julian podkładał jej pod głowę, tego ramienia na którem spała szczęśliwa, spokojna od pięciu lat, i które nie nużyło się nigdy. Jakiś głos szeptał jej:
„Jul cierpi, Jul płacze...“
Podniosła głowę, siadła na łóżku, ujrzała miejsce męża puste i spostrzegła go przy ogniu, z nogami wspartemi o popielnik, z głową złożoną na grzbiecie głębokiego fotela. Łzy spływały po jego policzkach. Biedna kobieta żywo wyskoczyła z łóżka i przypadła jednym skokiem do kolan męża.
— Jul, co tobie? ty cierpisz? Mów! powiedz! powiedz mi! Mów, jeśli mnie kochasz!
W jednej chwili zasypała go setką słów wyrażających najgłębszą czułość.
Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/95
Ta strona została przepisana.