Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/107

Ta strona została skorygowana.

— Miałem szczęście przekonać się, rzekł, że nie istnieje dla nich nic świętego.
Wszystkie panie okrzyknęły się.
— Ale ja mógłbym przytoczyć fakt...
— To wyjątek!
— Wysłuchajmyż go!... rzekła pewna młoda osoba.
— Och, dobrze! prosimy! zawołali biesiadnicy.
Przezorny staruszek powiódł okiem dokoła i, sprawdziwszy przelotnem spojrzeniem wiek obecnych pań, rzeki z uśmiechem:
— Ponieważ widzę, iż wszyscy świadomi jesteśmy życia, mogę zatem opowiedzieć tę przygodę.
Zrobiła się cisza, opowiadający zaś odczytał w całości książeczkę, którą miał przy sobie.

„Kochałem się bez pamięci w hrabinie X. Miałem lat dwadzieścia i byłem naiwny, więc mnie zdradziła; oburzyłem się, więc mnie rzuciła; byłem naiwny, więc tęskniłem za nią; miałem lat dwadzieścia, więc mi przebaczyła; że zaś miałem dalej lat dwadzieścia, byłem dalej naiwny, ona zaś zdradzała mnie, ale już nie rzucała, czułem się kochankiem najbardziej ubóstwianym pod słońcem, zatem najszczęśliwszym z ludzi. Hrabina była przyjaciółką pani de T..., która miała może na mnie pewne zamiary, ale w sposób nienarażający w niczem jej godności, jako że była to osoba ostrożna i szanująca pozory. Pewnego dnia, w teatrze, czekając na hrabinę, usłyszałem, że mnie ktoś woła z sąsiedniej loży. Była to pani de T.
— Jakto! rzekła, już na posterunku! Czy to wierność, czy brak zajęcia? No, chodźże pan!
Głos i zachowanie miały odcień zalotności, ale daleki byłem od myśli o romansowej przygodzie.
— Ma pan jakie projekty na dziś wieczór? rzekła. Nie trzeba mieć. Jeśli pana wybawię z nudów samotności, trzeba mi za to od-