Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/111

Ta strona została skorygowana.

— Bardzom pani obowiązany za przezorność, jaką okazałaś przywożąc tego pana. Odgadła pani, iż byłbym nieszczególnym towarzyszem wieczoru. Uczyniła pani bardzo roztropnie, gdyż, co się mnie tyczy, udaję się do siebie.
Następnie, zwracając się w mą stronę, dodał z głęboką ironją:
— Zechce pan łaskawie wybaczyć i usprawiedliwić mnie przed żoną.
Pan de T. wyszedł. Co się we mnie działo?... w jednej minucie przeleciało mi przez głowę więcej myśli, niż kiedyindziej w ciągu roku. Zostawszy sami, wymieniliśmy z panią de T. spojrzenie tak wymowne, iż ona, chcąc nas wybawić z drażliwej sytuacji, zaproponowała przechadzkę po terasie, aby, jak mówiła, doczekać aż służba skończy wieczerzę.
Noc była przepyszna. Przedmioty ledwo majaczyły w ciemności, która zdawała się rzucać na nie swoją zasłonę, aby tem swobodniej dać szybować wyobraźni. Ogród wsparty o zbocze góry, spadał terasami aż do Sekwany: widać było liczne jej skręty, pokryte malowniczemi wysepkami. Stąd tysiące obrazów, ożywiających tę miejscowość, zachwycającą urokiem niespodzianych skarbów. Przechadzaliśmy się po terasie, gęsto ocienionej drzewami. Moja pani ochłonęła już po brutalności męża i, wśród przechadzki, uczyniła mi parę zwierzeń... Jedne zwierzenia pociągają drugie; rozmowa stawała się coraz bliższa i bardziej zajmująca. Zrazu, ujęła mnie pani de T. pod ramię; później, niewiem jak, ramię to oplotło się koło mnie, gdy ja prawie niosłem ją w powietrzu, ledwie pozwalając jej dotykać ziemi: pozycja przyjemna, lecz, po pewnym czasie, nieco nużąca. Długo już chodziliśmy tak razem, a jeszcze mieliśmy sobie wiele do powiedzenia. Trafiła się darniowa ławeczka; siedliśmy nie zmieniając pozycji. Tak przytuleni, poczęliśmy śpiewać hymny na cześć ufności, jej uroków, słodyczy...
— Ach, rzekła, któż mógłby napawać się nią lepiej od nas i z mniejszą obawą? Wiem zbyt dobrze, jak drogie są panu jego więzy, abym mogła czegokolwiek lękać się przy panu...