Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/19

Ta strona została skorygowana.

Nie mógł się wstrzymać od śmiechu i rzekł:
— Jak pan myśli, czy żona moja bardzo będzie zdziwiona na sądzie ostatecznym?
— Nie wiem jeszcze, odparłem, kto bardziej z was dwojga.
Zazdrośnik już marszczył brwi, ale wypogodził się znowu gdy dodałem:
— Szczęśliwy doprawdy jestem z trafu, któremu zawdzięczam rozkosz pańskiej znajomości. Bez rozmowy z panem z pewnością nie umiałbym dość dobrze rozwinąć poglądów, które, jak się okazało, były nam wspólne. Dlatego ośmielam się prosić o pozwolenie spożytkowania naszej pogawędki. Gdzie myśmy widzieli głębokie zasady polityki małżeńskiej, ktoś inny dopatrzy się może żartobliwej ironji; w ten sposób, uda mi się, w oczach jednej i drugiej strony, zyskać opinję inteligentnego człowieka...
Podczas gdy siliłem się wyrazić wdzięczność radcy stanu (pierwszemu mężowi, który odpowiadał w zupełności moim ideałom), on przeprowadzał mnie raz jeszcze po apartamentach, gdzie w istocie wszystko zdawało się bez zarzutu.
Już miałem się żegnać, kiedy, otwierając drzwi do buduaru, pokazał mi go z taką miną, jakby mówił: „Czy mogłoby tu zajść coś nieprawidłowego, czegoby oko moje nie wyśledziło natychmiast?“
Odpowiedziałem na to nieme zapytanie pochyleniem głowy, jakiem gość wyraża uznanie gospodarzowi, kosztując wykwintnej i szczególnie udanej potrawy.
— Cały mój system, rzekł półgłosem, poczęty jest z trzech słów, które mój ojciec słyszał z ust Napoleona podczas dyskusji rozwodowej w Radzie Stanu. Wiarołomstwo, zawołał Napoleon, to kwestja kanapy! Toteż, patrz pan: umiałem tych wspólników zbrodni przemienić na moich szpiegów, dodał referendarz wskazując kaszmirową kanapkę herbacianego koloru, której poduszki były w tej chwili cokolwiek pomięte. Patrz pan: ten ślad wskazuje mi, że żonę bolała nieco głowa i że spoczywała tutaj...