Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/104

Ta strona została przepisana.

ków na dziesięć tysięcy. Wrócił dość smutny. Przyjaciele zauważyli jego źle pokrywaną zadumę i mówili sobie przy obiedzie:
— Ten d‘Esgrignonek grzęźnie! nie umie chodzić po paryskim bruku, palnie sobie w łeb. To głuptas... Etc.
Młody hrabia pocieszył się rychło. Kamerdyner oddal mu dwa listy. Najpierw list od Chesnela, trącący stęchlizną zrzędnego przywiązania i liniowanych uczciwością morałów; uszanował go; schował na wieczór. Następnie drugi list, w którym z niewymowną przyjemnością wyczytał cycerońskie okresy, w jakich du Croisier, płaszcząc się przed nim niby Sganarel przed Gerontem, błagał go na przyszłość, aby mu oszczędził afrontu deponowania z góry pieniędzy na weksle, które raczy wystawić na jego imię. List kończył się zdaniem, które tak bardzo było podobne do otwartej kasy, pełnej talarów na usługi szlachetnego domu d‘Esgrignonów, że Wikturnjan uczynił gest Sganarela, Maskaryla i wszystkich tych, którzy czują świeczbiączkę sumienia na końcach palców. Upewniony że ma nieograniczony kredyt u Kellerów, otworzył wesoło list Chesnela; spodziewał się pełnych czterech stronic, morałów przelewających się poza brzegi, widział już sakramentalne słowa statek, honor, rozsądek, etc., etc. Uczuł zawrót głowy czytając te słowa:

„Panie hrabio!

„Z całego mego majątku zostało mi już tylko dwieście tysięcy franków; błagam, niech pan nie przekra-