Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/140

Ta strona została przepisana.

— Nakryliście tedy chłopaka? wykrzyknął radośnie du Coudrai.
Wszyscy obecni, z wyjątkiem prezydenta, podprokuratora i du Croisiera, okazali nagle zdziwienie.
— Przed chwilą uwięziono go w domu Chesnela, gdzie był ukryty, rzekł podprokurator przybierając minę człowieka zdolnego a niedocenionego, który powinienby być ministrem policji.
Ten p. Sauvager, podprokurator, był to młodzieniec dwudziestopięcioletni, wysoki i chudy, o ściągłej oliwkowej twarzy, czarnych i kędzierzawych włosach, o zapadłych oczach, okolonych od dołu szeroką ciemną obwódką, którą zamykały od góry ciemne i pomarszczone powieki. Miał nos drapieżnego ptaka, zaciśnięte usta, policzki wycieńczone od pracy i zapadłe od ambicji. Przedstawiał typ jednej z owych figur węszących za okazją, gotowych do wszystkiego byle wypłynąć, ale w granicach tego co możliwe i w formach legalności. Urzędowa mina dobrze godziła się z jego obleśną swadą. Tajemnicę kryjówki młodego hrabiego zdradził mu następca Chesnela, on zaś starał się przypisać to swojej przenikliwości. Nowiną tą zdawał się żywo zdziwiony p. Camusot, sędzia śledczy, który, na żądanie Sauvagera, wygotował tak szybko wykonany nakaz uwięzienia. Camusot był to człowiek około trzydziestki, mały, już otyły, blondyn, nalany, o bladej cerze, jak wszyscy prawie urzędnicy trawiący życie w biurze lub kancelarji. Miał małe, jasno-żółte oczki, w których przebija podejrzliwość, uchodząca za spryt.