Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/152

Ta strona została przepisana.

ni wiekuistych mąk piekła za cenę lekkiego zawodu tu na ziemi.
— Nie skompromituje go to? spytała patrząc na Chesnela.
W tej chwili Chesnel czytał w duszy biednej kobiety. Pani du Croisier wahała się między dwiema religjami, między nakazami jakie Kościół wytyczył małżonce, a obowiązkiem względem tronu i ołtarza. Postępowanie męża uważała za naganne, a nie śmiała go zganić; chciała ocalić d‘Esgrignonów, a nie chciała nic uczynić przeciw interesom męża.
— W niczem, rzekł Chesnel, twój stary rejent przysięga na świętą Ewangelję...
Chesnel nie mógł już nic ofiarować domowi d‘Esgrignon prócz swego zbawienia; naraził je, popełniając straszliwe kłamstwo: ale trzeba było oszukać panią du Croisier lub zginąć. Natychmiast sam ułożył i podyktował pani du Croisier kwit na sto tysięcy talarów datowany na pięć dni przed nieszczęsnym wekslem, w porze kiedy — jak to sobie przypomniał — du Croisier wydalił się z domu, udając się do majątku żony dla jakichś meljoracji.
— Przysięga mi pani, rzekł Chesnel kiedy pani du Croisier przyjęła sto tysięcy talarów, on zaś sam miał w ręku akt, oświadczyć przed sędzią śledczym, żeś pani otrzymała tę sumę w pomienionym dniu?
— Czy to nie będzie kłamstwo?
— W świętym celu.
— Nie mogłabym go popełnić nie poradziwszy się mego spowiednika, księdza Couturier.