det, starym sędzią, który oddawna już zbliżył swego syna z rodziną Blandureau. Ci bogaci fabrykanci płótna mieli jedynaczkę, z którą prezydent radby był ożenić Fabiana. Ponieważ małżeństwo Józefa Blondet zawisłe było od jego nominacji na zastępcę sędziego, co stary Blondet spodziewał się uzyskać, sam podając się do dymysji, prezydent du Ronceret krzyżował tajemnie zabiegi sędziego i obrabiał pocichu rodzinę Blandureau. Toteż, gdyby nie sprawa młodego hrabiego d‘Esgrignon, Blondetowie byliby może ulegli w tej walce chytremu prezydentowi, którego majątek był znacznie większy od majątku współzawodnika.
Ofiara knowań tego machiawelicznego prezydenta, jedna z owych ciekawych postaci, zagrzebanych na prowincji jak stare medale w sarkofagu, p. Blondet, miał wówczas około sześćdziesięciu siedmiu lat; był krzepki na swój wiek, wysokiego wzrostu, a powierzchowność jego przypominała kanoników z dawnych dobrych czasów. Twarz, cała pocentkowana ospą, która zniekształciła nos dając mu kształt świdra, nie była bez wyrazu; zabarwiona była jednostajnie na czerwono i ożywiona sardonicznemi zazwyczaj małemi oczkami, oraz ironicznem drganiem sinych warg. Będąc adwokatem przed Rewolucją, został mianowany oskarżycielem publicznym; ale był on najłagodniejszym z pośród tych strasznych urzędników. Poczciwiec Blondet (tak go nazywano) stępiał ostrze Rewolucji, przystając na wszystko a nie wykonując nic. Zmuszony uwięzić paru arystokratów, tak wolno prowadził ich proces, że przeciągnął go do 9 termidora, ze zręcznością która zyskała mu powszechny szacunek.
Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/160
Ta strona została przepisana.