Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/168

Ta strona została przepisana.

na zdatnym do tych funkcji, ojciec silił się wbijać mu w mózg pewną sumę wiadomości zdolnych zeń zrobić rutynistę. Młody Blondet spędzał prawie wszystkie wieczory w domu swej przyszłej, gdzie, od swego powrotu z Paryża, bywał również i młody du Ronceret, bez najmniejszej obawy ze strony Blondetów.
Zasady oszczędności przyświecające temu życiu odmierzonemu z dokładnością godną Ważącego złoto Gerarda Dawa, gdzie nie zużyto napróżno ani jednej grudki soli, gdzie nie zapomniano ani jednego źródła zysku, ustępowały wszakże wobec wymagań cieplarni i ogrodu. „Ogród to szaleństwo starszego pana“, ma wiała panna Cadot, która nie uważała za szaleństwo jego ślepej miłości do Józefa, przeciwnie podzielała to przywiązanie: dogadzała mu, naprawiała mu pończochy byłaby wolała aby pieniądze wkładane w ogród szły na jego potrzeby.
W ogrodzie tym, cudownie utrzymanym przy po mocy ogrodnika, ścieżki wysypane piaskiem były nieustannie gracowane; po obu ich stronach falowały grzędy najrzadszych kwiatów. Były tam wszystkie zapachy, wszystkie kolory, mirjady doniczek wystawionych na słońce, jaszczurki na murach, motyczki i szpatelki ustawione szeregiem, słowem cały niewinny arsenał oraz zbiór uroczych produktów usprawiedliwiających tę miłą namiętność. W cieplarni, sędzia urządził obszerny amfiteatr, gdzie na stopniach znajdowało się pięć do sześciu tysięcy doniczek pelargonji, wspaniały i słynny zbiór, który całe miasto i przybysze z sąsiednich departamentów zachodzili oglądać w porze kwitnienia.