— I który ma nos odpowiadający nazwisku[1], odparł Chesnel.
Mimo iż przejęty śmiertelną trwogą, stary rejent poddawał się wszystkim kaprysom księżnej, śmiał się gdy ona się śmiała, płakał wraz z nią; ale wzdychał nad lekkomyślnością kobiety, która, spełniając wielką rzecz, znajdowała w niej temat do żarcików. I czegóżby nie uczynił dla ocalenia młodzieńca! Chesnel się ubierał, pani de Maufrigneuse delektowała się filiżanką kawy którą podała jej Brygida, i głosiła wyższość prowincjonalnych kucharek nad kucharzami paryskimi, którzy lekceważą owe drobne szczegóły tak ważne dla smakoszów. Dzięki zapasom niezbędnym wskutek kultu rejenta dla dobrej kuchni, Brygida mogła ofiarować księżnej wyborne śniadanko; poczem Chesnel i jego uroczy towarzysz skierowali się do domu państwa Camusot.
— A! jest i pani Camusot? rzekła księżna. W takim razie rzecz da się zrobić.
— I to tem bardziej, odparł Chesnel, że pani sędzina nudzi się tu z nami, na prowincji: to Paryżanka.
— Zatem nie powinniśmy mieć dla niej tajemnic?
— Sama księżna osądzi co trzeba zamilczeć a co wyjaśnić, rzekł pokornie Chesnel. Sądzę, że bardzo jej pochlebi gościć u siebie księżnę de Maufrigneuse. Aby się nie zdradzić, trzeba będzie pani zapewne zostać tam aż do mroku, o ile księżna nie będzie miała nic przeciwko temu.
- ↑ Camus, znaczy płaskonosy.