Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/197

Ta strona została przepisana.

haftującą dla niego pantofle; spojrzawszy nań, zadrżała, ale była gotowa na wszystko.
— Pani, wykrzyknął du Croisier ledwie mogąc mówić, co pani zeznała przed sędzią? Shańbiłaś mnie zgubiłaś, zdradziłaś!
— Ocaliłam cię, mężu, odparła. Jeżeli będziesz miał kiedyś zaszczyt połączyć się z domem d‘Esgrignonów przez małżeństwo swojej siostrzenicy, będziesz to zawdzięczał memu dzisiejszemu postępowaniu.
— Cud! oślica Balaama przemówiła, wykrzyknął. A gdzież są te sto tysięcy talarów, które, wedle pana Camusot, rzekomo znajdują się u mnie?
— Oto są, odparła dobywając plik banknotów z za poduszek swojej berżerki. Nie popełniłam grzechu śmiertelnego, twierdząc że mi je pan Chesnel wręczył.
— W mojej nieobecności?
— Nie było cię wówczas.
— Przysięgasz na swoje zbawienie?
— Przysięgam, odparła spokojnym głosem.
— Dlaczegoś mi nic nie powiedziała? rzekł.
— Zbłądziłam, odparła żona, ale błąd mój obraca się na twoją korzyść. Twoja siostrzenica będzie kiedyś margrabiną d‘Esgrignon, a ty może będziesz posłem, jeżeli się dobrze zachowasz w tej nieszczęsnej sprawie. Poszedłeś za daleko, umiej się cofnąć.
Du Croisier przechadzał się po salonie miotany straszliwym wzruszeniem, żona zaś czekała, z niemniejszem wzruszeniem, wyniku tej przechadzki. Wreszcie du Croisier zadzwonił.
— Nie przyjmuję nikogo dziś wieczór, zamknijcie