hrabiego Wikturnjana d‘Esgrignon, nadziei domu, był ex-oratorjanin, polecony przez biskupa, i zamieszkały w domu, i tak trzeba mu było płacić jakąś pensję. Płaca kucharki, płaca pokojowej panny Armandy, stary lokaj margrabiego i dwaj inni służący, życie czworga państwa, koszta wychowania na które nie żałowano niczego, wszystko to pochłaniało zupełnie dochody, mimo oszczędności panny Armandy, mimo roztropnej gospodarki Chesnela, mimo oddania służby. Stary rejent nie mógł jeszcze podjąć żadnej naprawy w spustoszonym zamku, czekał końca dzierżaw aby osiągnąć zwyżkę dochodów, bądź to dzięki nowym metodom rolniczym, bądź też dzięki zniżce pieniądza, która miała wydać owoce z wygaśnięciem kontraktów zawartych w r. 1809. Margrabia nie był wtajemniczony w szczegóły gospodarstwa i zarządu swoich dóbr. Odkrycie bezgranicznych starań podejmowanych poto, aby, wedle gospodarskiego wyrażenia, związać koniec z końcem, byłoby dlań uderzeniem gromu. Widząc go bliskim kresu, każdy wzdragał się rozprószyć jego złudzenia. Wielkość domu d‘Esgrignon, o którą nikt nie dbał ani na dworze ani w kraju i która, skoro się minęło bramy miasta i kilka okolicznych wiosek, była zupełnie nieznaną, odżywała w oczach margrabiego i jego stronników w całym blasku. Dom d‘Esgrignonów miał odzyskać dawną świetność w osobie Wikturnjana, w chwili gdy ograbiona szlachta wróci do swego mienia, lub wreszcie wówczas gdy piękna latorośl pojawi się na dworze aby wstąpić w służby króla, a następnie zaślubić, jak niegdyś czynili d‘Esgrignonowie, jakąś pan-
Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/44
Ta strona została przepisana.