Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/59

Ta strona została przepisana.

Chesnel spuścił głowę, nic nie mówiąc. Potem, wieczorem, zanim usnął, zacny starzec myślał, że te nauki są zgubne w epoce gdy kodeks karny istnieje dla wszystkich: przeczuwał w tem ruinę wielkiego domu d‘Esgrignon.
Bez tych wyjaśnień, które malują pewną stronę życia prowincji za Cesarstwa i Restauracji, trudno byłoby zrozumieć scenę, jaką zaczyna się to opowiadanie. Scena ta miała miejsce pod koniec października r. 1822 w Gabinecie Starożytności, pewnego wieczora, po grze, kiedy zwykli szlachetni goście, stare hrabiny, młode margrabiny, zwykłe baronowe załatwiły swoje rachunki. Stary szlachcic przechadzał się po salonie, gdzie panna d‘Esgrignon sama gasiła świece przy stolikach; ale nie przechadzał się sam, był i Kawaler. Te dwa szczątki minionego wieku rozmawiały o Wikturnjanie. Kawaler miał zlecenie otworzyć nieco oczy margrabiemu w tym przedmiocie.
— Tak, margrabio, powiadał Kawaler, chłopiec traci tu czas i młodość, powinienbyś go posłać na Dwór.
— Zawsze myślałem, że, gdyby mnie mój podeszły wiek nie pozwolił udać się na Dwór (gdzie, mówiąc między nami, nie wiem cobym robił widząc co się tam dzieje, pośród tych nowych ludzi którymi król się otacza), posłałbym bodaj syna aby przedłożył nasze służby Jego Królewskiej Mości. Król powinien coś dać hrabiemu, jakiś pułk, albo urząd dworski, słowem dać mu sposobność zdobycia ostróg. Stryj mój, acrybiskup, wycierpiał okrutne męczeństwo, ja walczyłem nie opuszczając obozu jak ci co uważali za swój obowiązek