wisz. Chesnel zabezpieczy wszystko na naszych dobrach. A potem zmyjesz głowę młodemu wietrznikowi, bo w końcu gotów się zrujnować.
Kawalerowi i pannie d‘Esgrignon wydały się zupełnie proste i naturalne te słowa, tak komiczne dla każdego innego ktoby je słyszał. Przeciwnie, oboje byli bardzo wzruszeni bolesnym niemal wyrazem, który się odbił na twarzy starca. W tej chwili pana d‘Esgrignon oblegało jakieś posępne przeczucie, niemal odgadywał swoją epokę. Usiadł na berżerce przy kominku, zapominając o Chesnelu, który miał przyjść, a którego o nic nie chciał prosić.
Margrabia d‘Esgrignon miał w tej chwili fizjognomię, jakiejby dlań mogły życzyć poetyczne wyobraźnie. Głowa jego, niemal łysa, posiadała jeszcze nieco białych, jedwabistych włosów, rosnących na potylicy i opadających w płaskich, lekko na końcu zakręconych kosmykach. Piękne i szlachetne czoło, owe czoło które podziwiamy u Ludwika XV, u Beaumarchais‘go i u marszałka de Richelieu, nie było ani kwadratowe jak u marszałka Saskiego, ani małe, twarde, ściśnione, nabite jak u Woltera; było łagodnie wysklepione, delikatnie rzeźbione, o miękkich i złotawych skroniach. Z błyszczących oczu tryskała męskość, ogień, których wiek nie gasi. Miał nos Kondeuszów, miłe usta Burbonów, z których płyną jedynie dowcipne lub dobre słowa, jak zawsze mawiał hrabia d‘Artois. Policzki raczej ściągłe niż pełne harmonizowały ze szczupłą postawą, smukłą nogą i pulchną ręką. Szyję obejmował krawat zawiązany tak jak u markizów na wszystkich
Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/64
Ta strona została przepisana.