katastrof politycznych, którym może zawdzięczam zaszczyt kolegowania z tobą. Proszę cię o tę przysługę, mój przyjacielu, stojąc nad grobem, w imię moich białych włosów, któreby wypadły gdybyś nie wysłuchał mej prośby. Straciłem biedną żonę, a dzieci nie mam. Och, chodzi tu o coś więcej niż o moją rodzinę, gdy bym ją nawet miał; chodzi o jedynego syna margrabiego d‘Esgrignon, którego miałem zaszczyt być plenipotentem, po ukończeniu szkół, dokąd jego ojciec posyłał mnie swoim kosztem, aby mi dać w ręce los. Ten dom, w którym się wychowałem, przebył wszystkie niedole Rewolucji. Zdołałem mu ocalić jakieś okruchy, ale cóż to jest w porównaniu z minioną świetnością? Tak, Sorbier, nie umiałbym wyrazić, do jakiego stopnia jestem przywiązany do tego wielkiego domu, który w moich oczach omal nie runął w otchłań czasu: proskrypcja, konfiskata, starość, i starość bezdzietna! Ileż nieszczęść! Pan margrabia ożenił się, żona zmarła w połogu; żywa została dziś naprawdę jedynie ta szlachetna, droga i szacowna latorośl. Losy tego domu spoczywają w tym młodym człowieku; narobił trochę długów bawiąc się tutaj. Co miał począć na prowincji z nędznemi stoma ludwikami pensji? Tak, przyjacielu, sto ludwików, oto do czego doszedł wielki dom d‘Esgrignonów! W tej ostateczności, ojciec uznał za potrzebne wysłać go do Paryża, iżby się przypomniał u Dworu łasce królewskiej. Paryż, to miejsce bardzo niebezpieczne dla młodzieży. Aby tam żyć statecznie, trzeba dawki rozsądku, która z nas robi rejentów! Byłbym zresztą w rozpaczy, gdyby biedny chłopiec miał zaznać
Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/73
Ta strona została przepisana.