Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/77

Ta strona została przepisana.

matrony w szarych sukniach i haftowanych mitenkach, które wam odmalował Blondet. Wychował go ksiądz, religijny bez obłudy, pełen owej pogody starca na pograniczu dwóch wieków, przynoszących nam zeschłe róże doświadczeń i zwiędły kwiat młodości. Otóż, Wikturnjan, którego wszystko powinno było zaprawiać do statku, którego wszystko upominało aby strzegł sławy historycznego domu, biorąc życie jako rzecz wielką i piękną, Wikturnjan nasiąkł najniebezpieczniejszemi pojęciami. Widział w szlachectwie stopień służący do wyniesienia się nad drugich. Uderzając w ów bałwan czczony w domu rodzicielskim, uczuł jego pustkę. Stał się najokropniejszą z jednostek społecznych a zarazem najczęściej spotykaną: wyrachowanym egoistą. Wdrożony przez arystokratyczny kult swego ja do tego, aby spełniać wszystkie swe kaprysy, ubóstwiane przez pierwszych opiekunów swego dzieciństwa oraz przez pierwszych towarzyszów szaleństw młodości, nawykł oceniać każdą rzecz jedynie miarą własnej przyjemności, oraz widzieć wszędzie dobre dusze gotowe naprawiać jego szaleństwa. Ta nieszczęsna łatwość miała go zgubić. Wychowanie jego, mimo że piękne i pobożne, miało tę wadę, iż zanadto go odosobniło, że kryło przed nim istotny bieg życia w owej epoce, z pewnością odmienny od życia na prowincji: prawdziwe jego przeznaczenie wiodło go wyżej. Przywykł oceniać każdy fakt nie wedle jego wartości społecznej ale osobistej; własne postępki wydawały mu się dobre, o ile były korzystne. Jak despoci stwarzał prawo podług okoliczności; system, który dla złych po-