nie dumy ale próżności, spodziewał się rozkoszy zwielokrotnionych wielkością Paryża.
Szybko przebył drogę. Tak samo jak jego myśl, tak i powóz nie zrobił żadnego postoju między ograniczonym widnokręgiem prowincji a olbrzymim światem stolicy. Stanął przy ulicy Richelieu, w wykwintnym pałacyku w pobliżu bulwarów, i pospieszył rzucić się w Paryż jak zgłodniały koń rzuca się na łąkę. Poznał niebawem różnicę obu krain. Bardziej zdziwiony niż onieśmielony tą zmianą, ogarnął swoim bystrym umysłem, jakim pyłkiem jest w tym olbrzymim Babilonie, i jakiem byłoby szaleństwem stawać wpoprzek nurtowi nowych idej i obyczajów. Jeden fakt mu wystarczył. Poprzedniego dnia oddał list ojcowski księciu de Lenoncourt, jednemu z magnatów cieszących się największą łaską króla. Zastał go we wspaniałym pałacu, wśród arystokratycznego przepychu; nazajutrz spotkał go na bulwarach, pieszo, z parasolem w ręku, przechadzającego się bez żadnych odznaczeń, bez błękitnej wstęgi, z którą niegdyś kawaler tego orderu nigdy się nie rozstawał. Ten książę i par, Wielki Och mistrz Króla Imci, nie mógł, mimo swej wytwornej grzeczności, wstrzymać uśmiechu, czytając list swego krewniaka. Ten uśmiech powiedział Wikturnjanowi, że między Gabinetem Starożytności a Tuillerjami jest więcej niż sześćdziesiąt mil, że dzieli je parę wieków.
W każdej epoce, tron i Dwór otaczały się faworyzowanemi rodzinami, o nazwiskach i charakterze zupełnie odmiennych od faworytów innego panowania. Możnaby sądzić, iż w tej sferze utrwala się fakt, nie jednostka. Spostrzeżenie to byłoby nie do wiary, gdyby
Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/79
Ta strona została przepisana.