Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/86

Ta strona została przepisana.

ry przeszedł do Burbonów. Widam miał głęboką pogardę dla obiadów, gdzie biesiadników jest więcej niż sześciu. Wówczas, jego zdaniem, ani rozmowy, ani kuchni, ani win nie smakuje się jak należy.
— Nie powiedziałem ci jeszcze dokąd cię zaprowadzę dziś wieczór, drogie dziecko, rzekł ujmując dłonie Wikturnjana i klepiąc je. Pójdziesz do panny des Touches[1], gdzie zbierają się w małem kółku wszystkie ładne i młode kobiety, mające pretensje do inteligencji. Literatura, sztuka, poezja, słowem wszelki talent jest tam w cenie. To jeden z naszych dawnych salonów literackich, ale obleczony monarchiczną moralnością, tą liberją naszych czasów.
— To jest niekiedy nudne i męczące jak para nowych butów, ale bywają tam kobiety, które można spotkać tylko tam, rzekł de Marsay.
— Gdyby wszyscy poeci, którzy przychodzą tam ogładzić swoje muzy, byli podobni do naszego towarzysza, rzekł Rastignac klepiąc poufale Blondeta po ramieniu, możnaby się zabawić. Ale oda, ballada, sentymentalne medytacje, trochę zanadto zagracają tam dusze i kanapy.
— Byleby nie psuły kobiet a psuły młode dziewczęta, rzekł de Marsay, nie mam nic przeciwko nim.
— Panowie, rzekł z uśmiechem Blondet, wkraczacie na moją niwę literacką.

— Cicho siedź, tyś nam ukradł najbardziej uroczą kobietę w świecie, szczęśliwy hultaju! wykrzyknął Ra-

  1. Stracone złudzenia, etc.