jącej obmowy i ślicznego zepsucia; następnie Rastignac i de Marsay udali się z widamem i Wikturnjanem do Opery, aby później iść z nim do panny de Touches. Wygi te przybyły tam o dobrze wyliczonej godzinie, kiedy miało się skończyć czytanie tragedji, co uważali za najniestrawniejszą rzecz około północy. Przyszli aby śledzić Wikturnjana i krępować go swoją obecnością: ot, psota studencka, ale zaprawna żółcią zawistnego dandysa.
Wikturnjan posiadał ową czelność młodego pazia, która dodaje tyle swobody; toteż, potrząc na sposób w jaki ten nowicjusz wchodzi do salonu, Rastignac zdziwił się jego szybkiem opanowaniem modnego wzięcia.
— Ten mały d‘Esgrignon zajdzie daleko, nieprawdaż? rzekł do towarzysza.
— To zależy, odparł de Marsay, ale idzie ostro.
Widam przedstawił młodego hrabiego pewnej księżnej, jednej z najmilszych i najlżejszych kobiet owego czasu, której awanturki wyszły na jaw dopiero w pięć lat później. W całym blasku swej chwały, pomawiana już o parę miłostek, ale bez dowodów, posiadała wówczas tę oprawę, jaką daje kobiecie jak i mężczyźnie potwarz paryska: potwarz nie dosięga nigdy ludzi miernych, którzy wściekają się że świat daje im żyć w spokoju. Kobietą tą była księżna de Maufrigneuse[1], z domu d‘Uxelles, której teść żył jeszcze
- ↑ Ostatnie wcielenie Vautrina, Sekrety księżnej de Cadignan, etc.