w którem marnieją najpiękniejsze talenty, topnieją najtęższe charaktery, słabnie najhartowniejsza wola.
Księżna, ta istota tak biała, tak wątła, tak anielska, gustowała w wesołem kawalerskiem życiu; lubiła premiery, lubiła wszystko co zabawne, nieoczekiwane. Nie znała knajpy: d‘Esgrignon urządził dla niej przemiłą kolacyjkę w Rocher de Cancale w towarzystwie sympatycznych nicponiów z któremi przestawała moralizując ich. Zabawa była równie wesoła i dowcipna, jak cena jej wysoka. Ta kolacyjka pociągnęła za sobą inne. Mimo to, była to dla Wikturnjana miłość anielska. Tak, pani de Maufrigneuse była wciąż aniołem, którego nie dosięgało ziemskie zepsucie; aniołem w Varietés na tłustych farsach na których pękała ze śmiechu; aniołem w krzyżowym ogniu konceptów i ploteczek któremi się zaprawiało menu kolacyjek; aniołem wniebowziętym w teatrzyku Vaudeville w zasłoniętej loży; aniołem obserwującym pozy baletnic w Operze i krytykującym je ze znawstwem starego bywalca; aniołem w Porte-Saint-Martin; aniołem na redutach gdzie bawiła się jak student; aniołem który chciał aby miłość żyła wyrzeczeniem, heroizmem, poświęceniem. Anioł ten kazał d‘Esgrignonowi zmieniać konia, gdy jej się jego maść nie podobała; chciała go widzieć na stopie angielskiego lorda, mającego milion rocznego dochodu. Była aniołem przy grze. To pewna, iż żadna mieszczka nie umiałaby rzec tak anielsko jak ona d‘Esgrignonowi: „Niech pan postawi za mnie!“ Była tak bosko szalona kiedy popełniała szaleństwo, że zaprzedałoby się duszę
Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/99
Ta strona została przepisana.