Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy przyjdzie pan Anzelm? spytała Cezaryna.
— Nie, moje serce, rzekła pani Ragon. Anzelm pracuje, drogie dziecko, do upadłego. Ta ulica bez słońca i powietrza, ta cuchnąca ulica Pięciu Djamentów przeraża mnie; ściek jest zawsze niebieski, zielony lub czarny. Boję się aby tego zdrowiem nie przypłacił. Ale, kiedy młodym ludziom utkwi coś w głowie... rzekła do Cezaryny, czyniąc gest, który tłómaczył głowę jako serce.
— Wynajął już tedy? spytał Cezar.
— Wczoraj, u rejenta, odparł Ragon. Uzyskał ośmnaście lat najmu, ale żądają za pół roku z góry.
— I cóż, panie Ragon, czy pan zadowolony ze mnie, rzekł perfumiarz. Dałem mu w ręce sekret wynalazku... ba!
— Znamy cię, znamy, Cezarze, rzekł mały pan Ragon, ujmując ręce Cezara i ściskając je z uroczystą przyjaźnią.
Roguin nie był bez obaw co do występu Claparona, którego ton i obyczaje mogły przerazić cnotliwych mieszczan; uznał tedy za konieczne przygotować ich.
— Zobaczycie państwo, rzekł do Ragona, Pilleraulta i dam, oryginała, który ukrywa swoje talenty pod najgorszemi formami; wybił się bowiem, dzięki własnej głowie, z pozycji bardzo podrzędnej. Nabierze z pewnością pięknych manier w salonach bankierów. Spotkacie go może na bulwarach albo w kawiarni; zawsze niedopięty, baraszkujący, tłukący się w bilard; wygląda na skończonego szflifibruka... Otóż nie! tem człowiek wówczas skupia się, i waży myśli mające zrewolucjonizować przemysł.
— Rozumiem to, rzekł Birotteau, najlepsze swoje pomysły znalazłem, ot tak, wałęsając się; nieprawdaż, kotuśko?
— Claparon, ciągnął Roguin, odbija w nocy czas stracony we dnie na obmyślenie, kombinowanie interesów. Wszyscy ci ludzie wielkiego talentu wiodą życie dziwaczne, niezrozumiałe. I ot! przy całym tym nieporządku, jestem tego świadkiem, dochodzi do celu; uzyskał to, iż przeparł ustępstwo wszystkich naszych właścicieli: