— Ojczulku, nie zapomnij pana Antoniego Finot i pana Gaudissart, dwóch młodych ludzi którzy byli bardzo pomocni panu Anzelmowi.
— Gaudissart? był za kratkami. Ale mniejsza; jedzie za kilka dni i bierze naszą esencję, pisz! A ten Finot, co to takiego?
— Pan Anzelm mówi, że to będzie kiedyś wielka osoba, że ma tyle dowcipu co Wolter.
— Literat? wszystko ateusze.
— Zaproś go, papo, niema znowu tak wielu tancerzy. Przytem on napisał piękny prospekt dla waszej esencji.
— Wierzy w moją esencję, rzekł Cezar, napisz go, moje dziecko.
— Ja także mam swoich protegowanych.
— Pisz pana Mitral, mojego komornika; pana Haudry, naszego lekarza, dla formy, nie przyjdzie.
— Przyjdzie na partyjkę, rzekła Cezaryna.
— Ale, ale, Cezarze, spodziewam się, że zaprosisz na obiad księdza Loraux?
— Och, nie zapomnijmy szwagierki Lebasa, pani Augustyny de Sommervieux. Biedna kobiecina, jest bardzo cierpiąca, umiera podobno ze zgryzoty, mówił Lebas.
— Oto co znaczy wychodzić za artystów, wykrzyknął kupiec. Patrz, patrz, mama już zasypia, rzekł pocichu do córki. Pa, pa, dobranoc, pani Birotteau.
— I cóż, rzekł Cezar do Cezarynki, a suknia matki?
— Tak, papuśku, wszystko będzie gotowe. Mama myśli że będzie tylko miała suknię z crèpe de Chine, jak moja; krawcowa jest pewna, że obejdzie się bez przymierzania.
— Ile osób, spytał Cezar głośno, widząc że żona otwiera oczy.
— Sto dziewięć z domowemi, odparła Cezaryna.
— Gdzież my podziejemy to wszystko, rzekła pani Birotteau.
Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.