nością, jakiej doświadcza każdy artysta, widząc karykaturę potwierdzającą jego opinję o mieszczuchach.
— Kiedy ktoś ma parasol nad głową, myśli zazwyczaj że jest bezpieczny od deszczu, rzekł architekt.
Molineux, patrząc na architekta, przyglądał się o wiele baczniej jego wąsom i bródce niż samej fizjognomji; odczuwał tę samą wzgardę, jaką pan Grindot czuł dla niego. Został umyślnie, aby, wychodząc, drasnąć artystę pazurkami. Wskutek długiego życia z kotami, Molineux nabrał, w obejściu jak i w oczach, czegoś kociego.
W tej chwili, weszli Ragon i Pillerault.
— Mówiliśmy o naszej sprawie sędziemu, rzekł Ragon do ucha Cezara; utrzymuje, iż w spekulacji tego rodzaju, należałoby mieć pokwitowanie sprzedających i zahipotekować akty, aby być w rzeczywistości niepodzielnymi właścicielami...
— A, robicie panowie interes z Magdaleną, rzekł Lourdois, dużo o tem mówią w mieście, będą tam budowy!
Malarz, który przyszedł aby rychło ściągnąć swą należność, uznał za korzystniejsze nie przyciskać olejkarza.
— Wręczyłem panu rachunek, bo przypada właśnie koniec roku, szepnął Cezarowi do ucha, ale nie zależy mi na terminie.
— I cóż! co tobie? Cezarze? rzekł Pillerault, widząc zdumienie siostrzeńca, który, zaskoczony widokiem rachunku, nie odpowiadał ani Ragonowi ani panu Lourdois.
— Et, głupstwo, wziąłem weksli na pięć tysięcy franków od mego sąsiada parasolnika, który zbankrutował. Jeżeli mi wpakował weksle złe, dałem się wykierować jak dudek.
— Od dawna powtarzałem ci przecież, wykrzyknął Ragon: człowiek który się topi, uczepiłby się nogi własnego ojca aby się ocalić i topi się razem z nim. Tyle widziałem tych bankructw! taki człowiek nie koniecznie jest hultajem na początku katastrofy, ale staje się nim z musu.
— To prawda, rzekł Pillerault.
Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.