Strona:PL Balzac - Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj, mężu, z tobą się coś dzieje, nie chodzisz już do fabryki... Coś jest, czuję to! Powiedz mi, chcę wszystko wiedzieć.
— A więc, rzekł Birotteau, omal nie byliśmy zrujnowani, groziło nam to jeszcze dziś rano, ale wszystko ocalone.
I opowiedział straszliwe dzieje ubiegłych dwóch tygodni.
— Oto więc przyczyna twojej choroby, wykrzyknęła Konstancja.
— Tak, mamo, zawołała Cezaryna. Wierz mi, ojczulek był bardzo dzielny. Chciałabym tylko, aby mnie ktoś tak kochał jak on ciebie. Myślał tylko o twojej boleści.
— Sen mój się spełnił, rzekła biedna kobieta, osuwając się na kozetkę, blada, drżąca, przerażona. Przewidziałam wszystko. Powiedziałam ci to owej fatalnej nocy, w naszym dawnym pokoju który zburzyłeś: zostaną nam tylko oczy do płakania. Biedna Cezarynka, widzę...
— Znowu! zawołał Birotteau. Nie odbierajże mi męstwa, którego potrzebuję.
— Daruj mi, drogi, rzekła Konstancja, ujmując rękę Cezara i ściskając ją z czułością która wniknęła w samo serce biednego człowieka. Przebacz: oto nieszczęście już przyszło, będę niema, zrezygnowana i pełna siły. Nie, nie usłyszysz nigdy ani jednej skargi. Padła w ramiona Cezara i rzekła płacząc: Odwagi, Cezarze, odwagi. Będę jej miała za dwoje, jeżeli zajdzie potrzeba.
— Moja Esencja, żono, moja Esencja ocali nas.
— Niech nas Bóg ma w swej opiece, rzekła Konstancja.
— Czyż Anzelm nie wspomoże ojca? rzekła Cezaryna.
— Idę do niego, wykrzyknął Cezar, zbyt wzruszony rozdzierającym akcentem żony, której nie znał jeszcze całkowicie, nawet po dziewiętnastu latach. Konstancjo, nie miej już żadnej obawy. Masz, przeczytaj list du Tilleta do pana de Nucingen; jesteśmy pewni kredytu. Do tego czasu, wygram proces. Zresztą, dodał, chwytając się z konieczności kłamstwa, mamy wuja Pillerault, chodzi tylko o to aby mieć wytrwanie.